Droga do Siebie

Dochodząc do siebie po rozwodzie i po procesie otwierania oczu bardzo często zadawałam sobie pytanie:
Jak można świadomie krzywdzić osobę, którą się kocha?
Była to najtrudniejsza prawda do zrozumienia w moim życiu. Ponieważ dotyczyła zarówno mojego małżeństwa jak i mojego rodzica oraz rodzeństwa. Dotyczyła mojej dotychczasowej podstawy, na której zbudowałam swoje życie.
Rodzicielstwo i małżeństwo powinno być oparte jest na miłości, szacunku i wsparciu. Kiedy zaczynamy dopuszczać prawdę o relacjach narcystycznych w naszym życiu czujemy ogromny ból i zagubienie.
Często myślimy o tym jak mogliśmy do tego dopuścić i nie zauważyć oraz o tym, co zrobić, aby nigdy już tego nie powtórzyć.
Proces leczenia po wyjściu z relacji z osobą narcystyczną dotyka wielu sfer: emocjonalnej, duchowej, psychologicznej, fizycznej, finansowej, czasami dotyczy to również molestowania seksualne. Jest w nim wiele warstw, które odkrywamy, w miarę jak wzrastamy w siłę i zyskujemy poczucie bezpieczeństwa.
Aby wyzdrowieć i zbudować swoją tożsamość potrzebujemy nauczyć się traktować siebie w nowy sposób. Wymaga to od nas codziennego zaangażowania w praktykę dbania o siebie oraz wytrwałości, cierpliwości i współczucia.
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego jak wiele miłości i poświęcenia wymaga wyleczenie traumy, która funkcjonuje w rodzinie od pokoleń.
Zmianę możemy zacząć od Siebie, ucząc się miłości, empatii i zrozumienia dla Siebie. A przede wszystkim kontaktowania się z naszymi emocjami. Wtedy każdy dzień to kolejny krok, który zbliża Cię do Twojej prawdy i autentyczności.
Mam na dziś dla Was ćwiczenie, które jest jednym z małych kroków.
Początki po rozpadzie związku z osobą narcystyczną są bardzo trudne, często nie mamy siły na to, aby żyć. Wspierającym ćwiczeniem jest zapisywanie w dzienniku każdego dnia wieczorem 5 celów, które zrobisz zaraz po tym jak się przebudzisz takich jak np. mycie zębów, ubranie się, zjedzenie śniadania oraz 5 celów na cały dzień np. krótka medytacja, kontakt z moimi emocjami, kupię bukiet kwiatów dla siebie.
Jeżeli wersja z 5 celami jest dla Ciebie za trudna na dziś, zmniejsz proszę ich liczbę, zacznij od 3.
Niezmiernie ważne jest, abyś podziękowała sobie za tą pracę jaką wykonałaś pod koniec dnia. Ja robię to w ten sposób, że kładę rękę na moim sercu i wysyłam do siebie wdzięczność za kolejny dzień i kolejny mały krok ku Sobie.
To ćwiczenie może wydawać się banalnym jednak pomoże Tobie w wyjściu z zapętlonego myślenia o tym co się stało i analizowania tego w najdrobniejszych szczegółach. Nawet jeżeli wpiszesz na swojej liście najprostsze rzeczy, Twój umysł będzie skoncentrowany na wypełnieniu tych obowiązków, poczujesz, że podejmujesz decyzję i działasz. Z czasem dzięki temu ćwiczeniu zyskasz poczucie siły i sprawczości.
Powodzenia <3
P.S. Jeżeli potrzebujesz inspiracji i wsparcia w Twojej codziennej pracy – zapraszam Cię do Wilczego Stada – dołącz do innych Wilczyc i otrzymuj codzienną dawkę inspiracji w pracy nad sobą.
Mam 27 lat. Kilka dni temu miałam urodziny. Dokładnie tyle mi trzeba było żeby dorosnąć. 27 lat było mi potrzebne, żeby przestać być małą pokrzywdzoną dziewczynką.
Kilka dni temu uświadomiłam sobie, jak bardzo moja matka jest zaburzona… Pokazał mi to mój mąż… Od którego 3 tygodnie temu uciekłam jak byl w pracy… bo inaczej się nie dało.
Przeszłam przez wszystkie punkty narcystycznego zawlaszczenia przez matkę… zaczynając od molestowania kończąc po wmawianie chorób psychicznych. Dostawalam w twarz z otwartej ręki za kazdy przejaw naturalnej dziecięcej radości. Potem jako wczesna nastolatka słyszałam cały czas “zobaczysz, kiedyś Cię zamknę”… i prawie by dopiela swego… Bylo tego bardzo duzo… obrzydliwa upokarzająca przemoc psychiczna od najmłodszych lat, okraszona delikatną przemocą fizyczną… w wieku 8 lat chciałam pierwszy raz popełnić samobójstwo… bralam psychotropy bo przecież to ze mną jest coś nie tak… z tą małą dziewczynką, która chciała tylko kochać i być kochaną. Psychiatra w wieku 12 lat odkrył molestowanie… moja matka grała idealną, wszystko odwróciła tak, jakbym miała idealne dzieciństwo. Oczywiście diagnoza była szybko obalona. Nikt tego nie zobaczył co sie działo w domu, taka była dobra w stwarzaniu pozorów. Gaszenie mnie jako człowieka, jako młodej kobiety na każdym kroku. To wszystko to nie jest nawet cała kropla w oceanie pełnym przemocy i upokorzenia. Moje życie było piekłem do 20r życia, dopiero wtedy wyprowadziłam się z domu.
Matka cały czas obwiniala mnie, że nie umiem pogodzić się z przeszłością, że ona zrozumiała swoje błędy a ja sie dalej nie potrafię z tym wszystkim pogodzić.. ja we wszystko jej wierzyłam. Po tym wszystkim co mi zrobiła cały czas miałam nadzieję, że ona kiedyś w końcu mnie uzna, zauważy. Cały czas do niej przychodzilam z tą nadzieją. Dawała mi złudne ochłapy akceptacji tylko po to bym potem mogła się jeszcze boleśniej przekonać, że tak nie jest. W wieku 24 lat niestety spotkalam mojego męża… Na początku anioł nie człowiek… Moje małżeństwo trwało 6 miesięcy… Dużo rzeczy robił mi takich samych co matka. Też wmawial choroby i że to ze mną jest cos nie tak. Takie same teksty nawet. W końcowej fazie prawie by mnie nie zabił…
On był moją ceną za świadomość…
Dzięki niemu zobaczyłam jak bardzo sama w życiu jestem, jak bardzo zostałam ograbiona z siebie. Że muszę siebie w końcu wziąć za rękę, być zawsze dla siebie. Kochać się i stawiać siebie na pierwszym miejscu dla mnie samej, bo nikogo innego w tym życiu nie mam i nigdy nie miałam….